środa, 15 lipca 2015

Konfrontacja: Porter Cieszyński i Porter Warmiński

Na Facebooku wspominałem, że w ramach "darów losu" (chociaż nie blogerskich) dostałem wczoraj butelkę "Kotłowni" z MZPF. Ale to nie wszystko - kilka godzin później wręczono mi jeszcze jedno piwo. Wiem, że od obdarowanego ludzie spodziewają się zwykle jednoznacznie pozytywnych recenzji. Tak się jednak składa, że:

  1. tenże dar losu otrzymałem celem przekonania mnie, że warto zainwestować w piwa konkretnej marki;
  2. jestem złośliwe bydlę, które się darczyńcom nie kłania i nie podlizuje (nawet zaprzyjaźnionym).

Dlatego postanowiłem uczciwie i brutalnie skonfrontować to piwo z drugim, w tym samym stylu i teoretycznie z tej samej półki cenowej,  będącym dla mnie wyznacznikiem jakości.
W lewym narożniku - rzucający wyzwanie zawodnik, który wyłamał się z koncernowej dyscypliny, stanął na własne nogi i próbuje wykroić swoją małą niszę na rynku rzemieślniczym. W narożniku prawym - weteran wagi regionalnej. Porter Cieszyński, Porter Warmiński, let's get ready to RUMBLE!

Wyrób z Cieszyna po otwarciu atakuje nos palonością przemieszaną z aromatami alkoholowymi. Czarny, agresywny napój rzuca się na podniebienie i atakuje lewym kawowym, poprawiając krótkim uderzeniem słodyczy i serią potężnych uderzeń alkoholu. Niestety, słabo zabudowany smak i brak "mięcha" sprawia, że Cieszyński traci równowagę i w pierwszej rundzie pada na deski. Zawodnik jest zdecydowanie zbyt młody na rozgrywki na tym poziomie.
Tymczasem przeciwnik z logiem ptaszora na etykietce rozpoczyna walkę nieco mniej agresywnie. Pierwszy niuch po nalaniu sugeruje kawę i czekoladę, następnie kawa wzmaga się, a czekoladę zaczynają wypierać owoce. Piwo prezentuje w ustach bardzo przyjemną konsystencję i przyjemną słodycz przełamaną wyrazistą paloną goryczą. Alkohol wychodzi już po pierwszym łyku, ale w o wiele dojrzalszy sposób - grzejąc intensywnie gardło i wkradając się do nosa "tylnymi drzwiami". Całość pije się przyjemnie - co sporo znaczy, biorąc pod uwagę, że nie jestem wielkim miłośnikiem tego stylu.

Ostatecznie w tym starciu zdecydowanym zwycięzcą jest produkt Kormorana. Cieszyn natomiast... no cóż. Nie chcę stawiać mu grubego minusa. Naprawdę. Wierzę, że to piwo ma potencjał, podobnie jak cały browar. Ale gdybym chciał powtórzyć ten test na bardziej wyrównanych warunkach, musiałbym kolejną butelkę schować do szafki na dobre pół roku. Porter Cieszyński jest po prostu zbyt niedojrzały, ordynarny, nieułożony. W sumie dobrze się to wpisuje w temat poruszony ostatnio przez Bartosza z Małego Piwka - o tym właśnie, jak browary pomijają ten ważny element przygotowania piwa, "bo klient sobie może doleżakować".

Pracuję w specjalistycznym sklepie. Nie mogę w dobrej wierze polecać klientom piwa zielonego, wymagającego dłuższego przechowywania, jako produktu gotowego do spożycia. Nie piszę się też na informowanie każdego, kto podejdzie do kasy z butelką Cieszyńskiego Porteru, że wyrób ten wymaga dalszego leżakowania i jest generalnie kolekcjonerski, a nie konsumencki. Owszem, mam klientów, których bawi kupowanie niedojrzałego piwa i czekanie, co się z niego wyleżakuje. Sam trochę takich butelek posiadam. Ale w 99% przypadków jeśli idę do naszego sklepu jako klient, to po to, żeby najpóźniej w ciągu godziny zdjąć kapsel i się napić. Czego i wam życzę, a póki co idę wyciągnąć z lodówki Rzymskie Wakacje od Radugi (kupione za własne).